wtorek, 2 grudnia 2014

Restauracja rodziny Howona


Tak wiem, duużo czasu minęło od ostatniego posta. W ogóle od czasu wizyty w tej restauracji. To było jeszcze przed wizytą na Backstage'u! (Dokładnie 19 lipca 2014r.) Ale miałam swój powód - wizyta w tym miejscu pozostawiła we mnie mieszane uczucia. Bardzo trudno było mi się zabrać za ten post.

Dlatego teraz kiedy okazuje się, że podobno jest już zamknięta, mogę opisać to wszystko z ulgą, wiedząc, że nikt nie oskarży mnie o to, że odradzam tam wizytę. 


Zacznijmy od tego, że kiedyś restauracja ta nazywała się Tonkastar. Serwowała swojskie kotlety smażone na głębokim oleju. Można było powiedzieć, że była jedyna w swoim rodzaju - otwarta z rozmachem i z indywidualnym wystrojem wnętrz. 



Biznes szybko się posypał. Nie wiedziałam o tym, ponieważ sprawdziłam przed wycieczką tam tylko źródła anglojęzyczne. W wakacje funkcjonowała już ona jako franczyza i serwowała zupełnie inne dania.



Znajdowała się ona w Incheon, do którego dojazd zajmował mi około 2 godzin. Dlatego jest to dla mnie cała święta wyprawa, żeby z mojej dzielni, Suyu, wyruszyć na obiad do Incheon. Jechaliśmy z Junem na pusty żołądek, ponieważ liczyliśmy, że zostawimy tam mnóstwo pieniędzy i "nażremy" się za wszystkie czasy.
Najpierw nie mogliśmy wydostać się ze stacji metra, która była w remoncie, potem mieliśmy trudności z dotarciem na miejsce. Jest to biedniejsza dzielnica z bardzo dużą mniejszością chińską. Nie jest zbyt zachęcająca, ani czysta.
Po dotarciu prawie się załamałam i miałam ochotę usiąść i rozpłakać się na środku chodnika. A to dlatego, że nie wiedziałam o zmianie profilu restauracji. Przyjeżdżam, a tam jej nie ma, ja w koszulce Inspirit. Jun zaproponował, że skoro już i tak jesteśmy głodni, to wejdziemy tam gdzie była ta restauracja, ale mi było wstyd. Chciałam iść zjeść gdzie indziej.
Całe szczęście, że mój Anioł Stróż jeśli chodzi o szczęście dla Inspirit Poland uwziął się żeby jednak tam wejść. Siłą wciągnął mnie po schodach, jednak pod koniec został prawie z nich zepchnięty, bo... ujrzałam zdjęcie Hoyi.


Kamień spadł mi z serca. Miałam w tym momencie już tylko jedno zmartwienie - ale wstyd, bo na kartce z pozdrowieniami widnieje stara nazwa restauracji. 
Od razu na wejściu pierwszą osobą na którą natrafiliśmy był tata Howona. Nigdy nie zrozumiem jego osoby. Naprawdę go nie znoszę. Nie wiem, może miał zły dzień, a może jest tak jak mówi Jun - to typowy charakter wojskowych na emeryturze.
Burknął "Dzień dobry" i kazał usiąść gdzie chcemy. Poza nami była tak jeszcze jedna kelnerka, ludzie w kuchni i kilku chłopaków, którzy jedli tam chyba na zasadzie "bo blisko".


Po opanowaniu swoich emocji odważyłam się wstać (osoba ojca Howona jest taka, że za każdym razem trzeba zbierać w sobie odwagę, żeby kiwnąć palcem) i wręczyć prezent ukochanemu Tacie. Ten odpowiedział "Dzięki!", rzucił prezent na krzesło obok, usiadł i wrócił do lektury codziennej gazety. 


Złożyliśmy zamówienie. Przyniesiono nam jedzenie. Dziewczyna z obsługi była całkiem miła, jedzenie też nie najgorsze, ale szału nie było. W pewnym momencie Jun zapragnął dokładki. Akurat w tym momencie kelnerka miała przerwę i wcinała swój obiad przy stoliku obok. Mi było głupio, ale Jun, to Jun, "jestem klientem, a klient jest święty", poprosił o domówienie jednego dania. Nastąpiła niemiła dla nikogo chwila ciszy. Stalowy wzrok właściciela z brzuszkiem podniósł się i padł na nieszczęsną, najwyraźniej głodną dziewczynę. Ta rzuciła łyżką o stół, uśmiechnęła się do nas sztucznie i poszła przekazać zamówienie na kuchnię. W bardzo prosty sposób Tato pokazał kto tu rządzi. 


Na zdjęciu powyżej, za Junem, widać jedyne miejsce gdzie można było dostrzec, kto jest synem właściciela. Jest to smutne, bo jest to trasa do toalety i na zaplecze, ale to oczywiste, kiedy przypomni się sobie jak mało było Sungyeola w BBQ - to jest franczyza i mają oni z góry ustalony wystrój wnętrz. Zapewne nie mogą rozwieszać na wszystkich ścianach zdjęć swoich pociech.


(Zacne kapcioszki zasługują tutaj na szczególną uwagę :P)




Jedyną rzeczą, z której najwyraźniej wszystkie strony są zadowolone - i fani, i Howon jak i jego rodzice, to działalność charytatywna członka Infinite:




Wiem, że ten post na wydźwięk nadzwyczaj negatywny, ale nie chciałam go wybielać, chciałam wyrazić po prostu to co czułam, kiedy stamtąd wyszłam. Nie wiem, może gdybym spotkała mamę Hoyi wszystko wyglądało by inaczej. Wszak krążą po sieci zdjęcia z nią, kiedy uśmiechnięta pozowała do zdjęć z fanami właśnie w tej restauracji. 

Swoją drogą cóż się dziwić, że ta restauracja ledwo ciągła, jeśli klient był traktowany w taki, a nie inny sposób. I tu wcale nie chodzi o to, że jest ona poza obrębem miasta Seoul. Jakoś restauracja rodziny Jang ma klientów tyle, że aż ustawiają się do niej kolejki!
A tu i obsługa mierna i jedzenie też... chyba nigdy nie zrozumiem co ojciec Hoyi miał na celu kiedy ją otwierał. Gdyby jeszcze jej nie promowano jako TA restauracja, to jeszcze, ok, może nie chce gościć fanów. Ale w ten sposób?



Na zakończenie miły akcent. Zaraz po mojej wizycie, w ten sam weekend, Hoya ubrał koszulkę, którą dostał na urodziny od Inspirit Poland. Przypadek? A może tata Hoyi nie jest jednak taki zły? 






wtorek, 12 sierpnia 2014

Ośmiornice aniołka Dongwoo


Ostatnia wycieczka do "rodzinnych" restauracji. Podróż równie długa jak do restauracji rodziców Hoyi (opis pojawi się później). Restauracja jest położona już za miastem - dojechać tam można podmiejską linią metra lub również podmiejskim autobusem. Ze stacji jest stosunkowo łatwo dotrzeć do celu, trzeba tylko nie pogubić się przy wyjściu i iść w dobrą stronę - w kierunku parku.


Jjukkumi jest niemal zawsze wypełniona po brzegi. To może trochę zadziwiać biorąc pod uwagę odległość i rodzaj podawanego dania (oczywiście biorąc pod uwagę "nasze" gusta żywieniowe). Jednak atmosfera jaka tam panuje oraz smak dań broni się tak, że równie dobrze nie musiała by być związana z nikim znanym, a i tak miałaby utarg.


Wchodząc pierwszą osobą na jaką natrafiliśmy był tata Dino, który wskazał nam stolik - ostatni który był wolny. W całej restauracji siedzi się na ziemi, więc buciki trzeba zostawić na półce.
Każdy stolik jest przystosowany do grillowania i takie też danie zamowiliśmy. Zjedliśmy smażone ośmiorniczki i boczek. Mimo, że ośmiorniczki nadal mnie obrzydzają, muszę przyznać, że były obłędnie smaczne.


Zwłaszcza Jun je chwalił, powtarzając, że tak jak za Dongwoo nie przepada (bo go wiercił wzrokiem), tak w Jjukkumi jadł najsmaczniej w swoim życiu. Dla mnie, może to śmiesznie zabrzmi, ale najlepszy był ryż. Dopóki go nie zjadłam byłam przekonana,że ryż jak ryż, lepszy,gorszy, ale zawsze mniej więcej taki sam. Ale jednak nawet ryż tam był smaczniejszy. Z tego zachwytu zjedliśmy dwie porcje.


Tu jeszcze surowe - potem wyglądają lepiej :)


W restauracji w godzinach szczytu można zobaczyć całą rodzinę, ale z rozmową jest wtedy, wiadomo, gorzej. Najstarsza siostra trzyma się dobrze, wygląda młodo i najintensywniej dogląda talerzy gości. Kkotip pokazała się ze dwa razy, niczym wróżka niemal przefrunęła między stolikami w zwiewnej długiej spódnicy z koszem wody w dłoniach.


Mama Dongwoo, w fartuszku, także obsługuje gości. Zamieniła z nami zaledwie dwa zdania w biegu. Powiedziała nam prawdę kardynalną "Dongwoo jest anioł-dziecko" oraz zdradziła, że ten przepyszny sos do ośmiorniczek zrobiła sama. Oprócz rodziny pracują tutaj też dwie-trzy ajummy - w kuchni i przy gościach. Jedna z nich zadała mi pytanie, na które jestem najbardziej wyczulona, ale zaprzeczyłam na nie z uśmiechem - "Czy jesteś z Rosji?".


Przy wyjściu chciałam sobie zrobić zdjęcie również z mamą, ale tuż przed nami wyszła. Poszła na prawo od restauracji w kierunku bloków, zapewne gdzieś tam mieszkają. W tej myśli utwierdził mnie również tata Dino, który na nasze pytanie gdzie jest przystanek autobusowy,odpowiedział,że nie wie, bo nie jeździ.


Tata Dongwoo, jak to wspomniała w swoim blogu Shelbi, pracował dla amerykańskiej armii i trochę mówi po angielsku, więc ze wszystkich dotychczas poznanych rodziców najłatwiej się z nim dogadać. Kiedyś był bardzo dobry w Taekwondo, dzisiaj patrząc jak się porusza, wygląda na to, że każdy ruch sprawia mu ból, ma problemy ze stawami. Ciężko mu wstawać, chodzić, a ręce są wychudzone. Mimo tych dolegliwości daleko mu do zgorzkniałego taty Hoyi, o którym w następnym poście.

sobota, 26 lipca 2014

MBC Music Core - Spotkanie z Infinite

Powody, dla których blog prowadzę tylko po polsku są dwa - po pierwsze lenistwo, połączone ze słabym talentem do j. angielskiego uniemożliwia mi prowadzenie go w innym języku. Po drugie - niektóre informacje wolałabym przekazać tylko i wyłącznie polskiej części śledzącej Inspirit Poland. Może wręcz nie powinnam podawać niektórych szczegółów, ale nie potrafię się powstrzymać.

Jak to się stało, że właśnie wylądowałam na wielu stronach dotyczących Infinite? Po prostu chciałam ich choć raz zobaczyć, choćby z daleka w trakcie mojego pobytu w Korei. Biletów na Summer Concert nie udało mi się kupić, więc musiałam wymyślić coś innego. W tej chwili akurat trwa promocja "Back", więc szukałam sposobu dostania się do widowni w jakimś programie muzycznym. Niestety, to iż w tygodniu od 9 do 17 po prostu pracuję, jestem wyłączona z fanowskiej aktywności.


W tym momencie należałoby nadmienić kto właściwie może w takim razie być aktywny. Tylko dziewczyny, dla których Infinite faktycznie są Oppas. Licealistki i gimnazjalistki. I przepraszam, że to powiem, ale oglądając dzisiaj zawartość sali, stwierdzam, że same brzydkie i grube (na pewno są wyjątki, jednak nie rzuciły mi się w oczy).


W pierwszym tygodniu promocji godziny nagrań były tak nieludzkie, że naprawdę podziwiam te dziewuchy, że im się chce. Bo mi się nie chciało, ja po prostu mam szczęście i wspaniałego chłopaka.
Jun zawsze mówi, że pomaga mi w sprawie Inspirit ostatni raz. W tej sprawie pomógł tak, że już bardziej się nie dało. Wyszukał po znajomych i rodzinie powiązań z kanałami nadającymi programy muzyczne. Udało się odnaleźć osobę, która zdobyła dla nas dwa bilety VIP. Byliśmy umówieni o 13 w MBCDreamCenter.

Sane, czyli miejsce bez numeracji ("VIP")

Na miejscu okazało się, że jest to o 15 minut za późno i o mały włos, owszem, mogłabym obejrzeć występy, ale wszystkie oprócz Infinite. Reguły w MBC są dość rygorystyczne, ale można je obejść. Gdy podeszliśmy do bramki, pracownik powiadomił nas, że mimo biletu VIP, nie wejdziemy teraz na nagranie Infinite, ponieważ Inspirit były wpuszczane wcześniej. Załamałam się. Mimo interwencji telefonicznej chwilę czasu zajęło mi doprowadzenie się do porządku.



Sala nagraniowa MBC jest podzielona na trzy części. Na dole jest mała standing area, i dalej dwa sektory siedzące. Cały górny sektor kiedy weszliśmy do sali był już zajęty przez Inspirit. Posadzili nas w środkowym sektorze, który był prawie pusty. Potem otoczyli nasz sektor taśmą - w nim mogły siedzieć tylko osoby z takim biletem jak my.


W pierwszej kolejności pre-recording miały Sistar. Piękne kobiety z szalonymi fanami. Na sali był chłopak wypruwający sobie gardło, próbując przekonać Borę, że to ona jest tą jedyną. Ustawianie ich sceny było dość pracochłonne, dlatego pewnie to one rozpoczynały nagrania.


Następni byli ONI. Rozległ się niesamowity pisk. Na scenę przypatatajował Dongwoo. Później weszła reszta. Piosenka, z przerwami technicznymi nagrywana była jakieś 5 razy. Przez większość tego czasu Myungsoo leciał sobie w kulki, skakał po scenie, odkrywał nowe wersje choreografii, zabijał się o nogi Sunggyu. Woohyun'owi wymsknęło się parę niepozornych serduszek wysyłanych do publiczności. Hoya sprawdzał gardła Inspirit swoim autorskim fanchantem "I-SAY-HO-YOU-SAY-YA". Fanchant, jak wspomniał Sunggyu w swoim Twitterze, rzeczywiście był bardzo głośny. Na nagraniu z programu, go tak bardzo nie słychać jak na żywo. Dwa razy sprzętowcy musieli przerywać nagranie, bo Inspirit piszczały zbyt głośno.

Henry - ponieważ Inspirit już wyszły, ciężej było zrobić zdjęcie

Schodząc ze sceny, ostatnia osoba (nie wiem kto, ponieważ reflektory świeciły mi w oczy), ochoczo, podejrzewam, że mi, ale wnoszę to tylko po równoczesnej reakcji, odpowiedziała na moje wysyłane serduszko.


W dali MC - odchylony do przodu to Zico, a do tyłu Minho

Myślałam, że to będzie już kulminacja szczęścia. Inspirit wyszły, jednak my pozostaliśmy, żeby zobaczyć resztę występów. Widzieliśmy parę rookies, Skull, Nu'est, B1A4, Homme, Hyunę oraz Henry'ego. MC byli Zico oraz Minho z Shinee. Przed nagraniem kręcili się przed naszym sektorem, jednak nie mogłam robić zdjęć.


Znudzeni stwierdziliśmy, że nie czekamy na ostatnią rundę "na żywo" i wracamy do domu. Po wyjściu z budynku żałowałam, ponieważ ujrzałam morze fanów Block B i Beast, którzy mieli jeszcze wystąpić. Wsiedliśmy w metro, gdy rozdzwonił się telefon. Dzwoniła do nas osoba, która dała nam bilety, pytając czy chcemy zrobić sobie zdjęcie z Infinite. No jasne! Dobrze, że przejechaliśmy tylko jedną stację. Biegiem wróciliśmy na miejsce, gdzie musieliśmy poczekać na zakończenie programu.


Zaprowadzono nas na backstage. Najpierw na pierwsze piętro, gdzie ujrzałam Kikwanga i blond głowę L'a. Ponieważ oni wsiedli do windy, podprowadzono nas jeszcze wyżej i kazano czekać. Oczekując na Infinite mieliśmy okazję zetknąć się z częścią gwiazd, które występowały. Obok nas sesję z fanami robiły sobie Sistar. Chwilę później przechodzili Beast. Jakaż była moja radość gdy, mimo ewidentnie innej tożsamości fanclubowej, ukłoniłam się przed Dujoonem, a on z pięknym uśmiechem, również ukłonem mi odpowiedział i zniknął za drzwiami. Powoli przesuwaliśmy się w głąb korytarza. Gdzieś w dali już zamigotał mi znowu blond łeb, a korytarzem przeszedł się Henry. Ostatnią przeszkodą na drodze do Infinite, były Girl's Day. Jakież one mają małe głowy. Nie wspominając już o reszcie ciała. Na żywo są tak samo śliczne jak w mediach.


Kiedy już dotarliśmy do Infinite, nie było jeszcze wszystkich członków. Jeszcze się przebierali. Pierwszą osobą jakiej się ukłoniłam był Sunggyu. I tu rozczarowanie - nieobecne oczy Gyu, patrzące w dal, mnie nie zauważyły. Zauważyły mnie za to bardzo dobrze oczy Sungjonga, który powitał mnie zanim zdążyłam obrócić się w jego kierunku. Następny był Dongwoo stojący obok Gyu i rozmawiający z managerem (tym wysokim, od afery z zasłanianiem obiektywów fotoreporterom) oraz gdzieś z tyłu L i Sungyeol. W międzyczasie w polu widzenia Juna pojawił się Skull - jego idol. Ukłoniłam się razem z Infinite i teraz mam z tego głupią radość, bo Skull zauważył tylko białą dziewczynę, a nie mojego chłopaka, który chciał sobie z nim zrobić zdjęcie.
W końcu przybył Hoya. Również się mu ukłoniłam, na co odpowiedział nie mniej sympatycznie niż Dujoon. Z tą różnicą, że Hoya nie zniknął za drzwiami, tylko dalej się mi przypatrywał.
W czasie nagrań Junowi wymsknęło się "Dongwoo chodź ze mną do wojska!". To był błąd, ponieważ obrażony Dongwoo, przez cały czas jak tam staliśmy mierzył Juna od stóp do głów z pewną dozą niechęci.


Ponieważ Woohyunowi wbijanie się w dres zajęło trochę więcej czasu niż reszcie, zaproponowano mi zdjęcie bez niego. Nie od razu się zgodziłam, ale nie miałam innego wyjścia. Nie wiem, czy zauważyliście, ale poza Woohyunem na zdjęciu brakuje też Hoyi. Nie wiem dlaczego, ale na korytarzu był tłum i chaos, więc podejrzewam, że po prostu nie ogarnął w porę tematu.
Kiedy pojawił się Woohyun, poprosiliśmy jeszcze raz o zdjęcie. Już prawie byłam zagarniana znowu do zdjęcia wspólnego, ale jakaś inna dziewczyna się wepchnęła, więc zrobiliśmy sobie selfie. Z Woohyun'em ze względu na znajomości mamy najwięcej wspólnego, dlatego kontakt z nim jest najłatwiejszy. Po dwóch zdaniach z Junem przeszedł na język nieformalny, a krótką rozmowę zakończył mówiąc "Do zobaczenia!".


Wychodząc ze studia, zjeżdżaliśmy windą, szliśmy korytarzem i wychodziliśmy obrotowymi drzwiami razem ze Skull'em. Na zewnątrz, przy bramie czekało mnóstwo masterek nieświadomych całego zajścia.
Podsumowując. Nagranie programu muzycznego trwa praktycznie cały dzień. Wszyscy fani nie mieszczą się na sali, dlatego występy zespołów, które mają większe fancluby odbywają się osobno, a po występie danego zespołu, fanclub jest zobowiązany wyjść, aby zrobić miejsce następnym. Większość występów jest nagrywanych przynajmniej 2-3 razy.


wtorek, 15 lipca 2014

Sungyeol BBQ

Niedziela, jak wcześniej wspominałam, wykorzystywana jest przeze mnie do celów Inspiritowych. Tym razem zrobiliśmy sobie 40-minutową przejażdżkę metrem do restauracji mamy Sungyeola. Praktycznie i wyłącznie przejażdzkę metrem, gdyż BBQ położone jest tuż przy wyjściu z metra na stacji Hapjeong.
W środku jest niemal zawsze pełno ludzi, dlatego Jun dzień wcześniej zadzwonił w celu zrobienia rezerwacji. Odebrała mama Sungyeola i powiedziała, że co prawda rezerwacji nie robią (na stoliki w zewnętrznej części - jeszcze jest pokoik przeznaczony na większe rezerwacje), ale dla nas miejsce na pewno się znajdzie. I było.  
W porównaniu do pozostałych restauracji związanych z Infinite, tą cechuje skromność w pokazywaniu wszem i wobec, z którym z członków jest związana. Jedyne co jest tutaj Infinitowego to zegarek na ścianie, wystawka przy kasie i 80% puszczanej muzyki. 
Jest to sieciówka, więc podejrzewam, że nie mogą wieszać wszędzie twarzy Sungyeola. Jedzenie jest bardzo dobre. Tak dobre, że będąc głodna zapomniałam o zrobieniu zdjęcia zawartości talerza. Do kurczaka zamówiłam także piwo (koreańskie - fuj), czyli zjedliśmy tzw. ChiMek (Chicken+Mekju, kor. piwo). Było dopiero wczesne popołudnie, więc podobno wyszłam na opijusa, bo o tej porze raczej nikt nie pije alkoholu. Tłumaczę się sobie, że po pierwsze jestem z Polski, a po drugie koreańskie piwo to dla mnie nie alkohol.
Jedzenie tam jest jednak nieco drogie. Zdecydowanie nie jest to restauracja, do której przychodzi się codziennie na obiadek. Mimo to, ludzi jest dużo. Głównie fanów. I tutaj niestety muszę przyznać, że ja i my wszystkie, dziewczyny, jesteśmy bardzo dziecinne. Średnia wieku Inspirit'a w Korei to jakieś 15-16 lat. Po za uczennicami restaurację odwiedza także mnóstwo fanów z "ciemniejszych" rejonów Azji - Wietnam, Tajlandia, Chiny. 
W restauracji była oczywiście mama Sungyeola. Bardzo miła kobieta, zdecydowanie po niej Sungyeol i Daeyeol mają większość genów - mają te same pulaski i te same dupsko. Jedyne czego z pewnością nie odziedziczyli po niej to wzrost. 
Przygotowany według schematu prezent wręczyliśmy mamie. Oczywiście była niemalże pewna, że to dla SY, ale powiedzieliśmy, że dla niej. Czekoladę od razu cichaczem spróbowała i powiedziała, że bardzo dobra. W międzyczasie rozmawiała przez telefon. Mam pewne nadzieje, ale nie chcę wysuwać pochopnych wniosków-następnego dnia restaurację odwiedził Sungyeol. 
Trochę szkoda, że minęliśmy się i nie spotkaliśmy, ale cieszę się, że właśnie w tej kolejności, a nie innej. Bo ta kolejność oznacza, że Sungyeol czekoladę też już spróbował. Mam nadzieję, że drugiego produktu jeszcze nie, bo nadciąga comeback.... 


Po wyżerce w drodze powrotnej odwiedziliśmy Dongdaemun. Powyżej miły akcent, który można odnaleźć w pobliżu. 
Po przejściu przez pawilony z ubraniami jestem załamana. Pierwszy raz przeszła mi przez głowę myśl o zmniejszeniu biustu. Bluzki są tam takie śliczne, tak dużo fasonów i wzorów... jednak wszystkie są szyte na koreańskie deski. Nawet Koreanki, które Bóg obdarzył czymś więcej lub te, które same sobie to zapewniły jedząc wieczorami boczek, nie mogą skorzystać z tych wspaniałości T_T






niedziela, 13 lipca 2014

Infinitowy las

Od tego czasu minął już tydzień, a dopiero zabrałam się za opisanie wycieczki. Jest to spowodowane wiecznym zmęczeniem, które dopada mnie codziennie po 18 w dni robocze. Przez to, że z placówki dużo osób uciekło na urlop, na praktykantów spada więcej pracy niż miałoby to miejsce w normalnym okresie.
Jakoś na inspiritowe wycieczki upodobałam sobie niedzielę - w sobotę odsypiam, odpoczywam, zwiedzam, a w niedzielę już bez podkrążonych oczu ruszam i zdobywam.

Lasek Infinite i innych gwiazd (istnieją osobne laski poświęcone osobno członkiniom Girl's Generation) znajdują się w pobliżu koreańskiego Zgromadzenia Narodowego. To bardzo dobrze - przynajmniej moja wycieczka łączy przyjemne z pożytecznym. 
Od strony rzeki Han, w dole znajduje się basen. Basen otwarty w Korei to bardzo śmieszne miejsce. Jest to płynny zbiornik sztuczny, w którym pluskają się dzieci, lub nad którym reprezentanci obu płci wyginają swoje jędrne (bądź nie) ciała w poszukiwaniu drugiej połówki. A to wszystko w rytmie typowego tłuczonego techno (ach, Polskę czuję :)) 

Określenie "las" to trudno powiedziane. Wchodząc w tą aleję, można zwątpić w to, czy podąża się w dobrą stronę. Gdyby nie tabliczki, byłaby to zwykła aleja. 

Lasek Infinite wyróżniają dwie rzeczy. Pierwszą są wstążeczki, którymi obwinięte są drzewka. Druga jest o wiele poważniejsza i według mnie, Inspirit pokazały swój brak pragmatyzmu - drzewka są posadzone zbyt blisko siebie i kiedyś, któreś trzeba będzie wyciąć. 








Biedny Hoya - nie ma tabliczki 

Jak już wspominałam lasek jest położony nad rzeką Han. Z tego powodu przedłużyliśmy spacer przechodząc przez most. 

Po drodze zaczęliśmy żałować i liczyć wszystkie autobusy jadące do domu. Most jest bardzo dłuuuugi. W połowie rzeki znajduje się jedna z kilku tutaj dzikich wysp, na które nikt nie ma wstępu. 


Rzeczą przerażającą są tutaj już słynne karteczki poprzyczepiane do barierek. Są na nich różne napisy - "Bóg Cię kocha", "Wejście do nieba/szczęścia - tu pada nr telefonu do kościoła", itd. 


Ta świadomość, ile osób skacze z tego i innych mostów, sprawia, że przejście przez niego, mimo miłego wiatru we włosach, było dla mnie lekko traumatycznym przeżyciem. 
Ponieważ przez ten tydzień pomiędzy tym postem, a wycieczką do lasku, nie za wiele się działo, poniżej zamieszczam krótkie, zbiorcze streszczenie tygodnia. 

Food porn <3

Uwielbiam tę jajecznicę z kimchi 
Piątkowa premiera dramy z Woohyun'em i Sungyeol'em. Jun śmieje się, że przecież i tak nic nie rozumiem, ale twardo oglądam. Z Sungyeol'em jest gorzej, bo sepleni, ale Woohyun'a bardzo łatwo zrozumieć. 
Sobota na leniwo - Norebang i PCbang. Naprawdę straszne jest sobie uświadomić, że niby jesteś fanem, ale piosenki nie jesteś w stanie zaśpiewać. Ale myślę, że jak na pierwszy raz było dobrze. Wybadałam na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. Np. nie jestem w stanie śpiewać dziewczyn - to dla mnie zdecydowanie za wysoko. Nie warto też rzucać się na piosenki w których jest rap. Moją mocniejszą stroną na razie (ale nie jest idealnie) jest 60sec. Kim Sunggyu - tempo w sam raz, by nadążyć czytać hangul i głos Gyu, którego wysokość jest w podobnym zakresie do mojego. 
PCbang. wyśmiewałam się z tego zjawiska, ale teraz sama w nie wpadłam. To idealne rozwiązanie na gorące dni lub takie, w których chcesz być sam na sam ze swoim "nic nie robieniem". Szybki internet, obsługa, większość popularnych gier i dozwolone palenie (to akurat jest fuj, bo wychodząc, mimo, że jestem niepaląca - śmierdzę fajkami).