wtorek, 15 lipca 2014

Sungyeol BBQ

Niedziela, jak wcześniej wspominałam, wykorzystywana jest przeze mnie do celów Inspiritowych. Tym razem zrobiliśmy sobie 40-minutową przejażdżkę metrem do restauracji mamy Sungyeola. Praktycznie i wyłącznie przejażdzkę metrem, gdyż BBQ położone jest tuż przy wyjściu z metra na stacji Hapjeong.
W środku jest niemal zawsze pełno ludzi, dlatego Jun dzień wcześniej zadzwonił w celu zrobienia rezerwacji. Odebrała mama Sungyeola i powiedziała, że co prawda rezerwacji nie robią (na stoliki w zewnętrznej części - jeszcze jest pokoik przeznaczony na większe rezerwacje), ale dla nas miejsce na pewno się znajdzie. I było.  
W porównaniu do pozostałych restauracji związanych z Infinite, tą cechuje skromność w pokazywaniu wszem i wobec, z którym z członków jest związana. Jedyne co jest tutaj Infinitowego to zegarek na ścianie, wystawka przy kasie i 80% puszczanej muzyki. 
Jest to sieciówka, więc podejrzewam, że nie mogą wieszać wszędzie twarzy Sungyeola. Jedzenie jest bardzo dobre. Tak dobre, że będąc głodna zapomniałam o zrobieniu zdjęcia zawartości talerza. Do kurczaka zamówiłam także piwo (koreańskie - fuj), czyli zjedliśmy tzw. ChiMek (Chicken+Mekju, kor. piwo). Było dopiero wczesne popołudnie, więc podobno wyszłam na opijusa, bo o tej porze raczej nikt nie pije alkoholu. Tłumaczę się sobie, że po pierwsze jestem z Polski, a po drugie koreańskie piwo to dla mnie nie alkohol.
Jedzenie tam jest jednak nieco drogie. Zdecydowanie nie jest to restauracja, do której przychodzi się codziennie na obiadek. Mimo to, ludzi jest dużo. Głównie fanów. I tutaj niestety muszę przyznać, że ja i my wszystkie, dziewczyny, jesteśmy bardzo dziecinne. Średnia wieku Inspirit'a w Korei to jakieś 15-16 lat. Po za uczennicami restaurację odwiedza także mnóstwo fanów z "ciemniejszych" rejonów Azji - Wietnam, Tajlandia, Chiny. 
W restauracji była oczywiście mama Sungyeola. Bardzo miła kobieta, zdecydowanie po niej Sungyeol i Daeyeol mają większość genów - mają te same pulaski i te same dupsko. Jedyne czego z pewnością nie odziedziczyli po niej to wzrost. 
Przygotowany według schematu prezent wręczyliśmy mamie. Oczywiście była niemalże pewna, że to dla SY, ale powiedzieliśmy, że dla niej. Czekoladę od razu cichaczem spróbowała i powiedziała, że bardzo dobra. W międzyczasie rozmawiała przez telefon. Mam pewne nadzieje, ale nie chcę wysuwać pochopnych wniosków-następnego dnia restaurację odwiedził Sungyeol. 
Trochę szkoda, że minęliśmy się i nie spotkaliśmy, ale cieszę się, że właśnie w tej kolejności, a nie innej. Bo ta kolejność oznacza, że Sungyeol czekoladę też już spróbował. Mam nadzieję, że drugiego produktu jeszcze nie, bo nadciąga comeback.... 


Po wyżerce w drodze powrotnej odwiedziliśmy Dongdaemun. Powyżej miły akcent, który można odnaleźć w pobliżu. 
Po przejściu przez pawilony z ubraniami jestem załamana. Pierwszy raz przeszła mi przez głowę myśl o zmniejszeniu biustu. Bluzki są tam takie śliczne, tak dużo fasonów i wzorów... jednak wszystkie są szyte na koreańskie deski. Nawet Koreanki, które Bóg obdarzył czymś więcej lub te, które same sobie to zapewniły jedząc wieczorami boczek, nie mogą skorzystać z tych wspaniałości T_T






1 komentarz:

  1. TT_________________TT dzięki za tego posta :* rodzice SungYeola to moi bohaterzy - ale Ci zazdroszczę zdjęcia z jego mamą xD
    Taa coś w tym musi być że my - noony z Polski jesteśmy dziecinne xD słyszę to na każdym kroku xD

    OdpowiedzUsuń